Przejdź do treści

Wypadek w cementowni Silesia 21.04.1939 r.

Opole 20.05.1939 r.

To jest wspólnota zakładowa.

W cementowni „Silesia w Zakrzowie, jak wiadomo, wydarzył się niedawno ciężki wypadek przy pracy. W wyniku nieprzewidzianego zawalenia się komina zginęło dwóch członków załogi. Nagły wypadek śmiertelny kolegów z pracy skłonił załogę cementowni do odniesienia się z rezerwą wobec majowego święta. Taką decyzję można by rozpatrywać w pierwszym rzędzie jako szlachetny gest podyktowany pietyzmem. O tym, że ludziom z „Silesii” nie chodziło bynajmniej o ceremonialność, lecz, że był to akt koleżeństwa wychodzącego poza granicę śmierci, świadczy pewien fakt. Załoga zwarcie zrezygnowała mianowicie nie tylko z uczestnictwa w majowym święcie, ale równocześnie przekazała wdowie po tragicznie zmarłym pracowniku Piszczalka, kwotę w wysokości 154 marek, którą zakład w tym celu wypłacił jako strawne. Ponadto robotnicy i pozostali pracownicy przeprowadzili wśród siebie kwestę. Zebrano podczas niej dalsze 203 marki. Delegacja pracownicza, na czele której stał zakładowy mąż zaufania, złożyła wizytę mieszkającej w Gosławicach wdowie i przekazała jej sumę 357 marek. Dla tej matki wielu dzieci bez środków do życia otrzymanie pomocy finansowej również i z tej strony była pocieszeniem w bólu i żałobie. Przekonała się ona, że jej tragicznie zmarły w miejscu pracy mąż nie zostanie zapomniany przez kolegów z pracy. Szlachetna postawa, która została udowodniona przez załogę cementowni „Silesia” przez ten gest pomocy socjalnej, powinna być i będzie przykładem.

W związku z powyższych dowiedzieliśmy się, że cementownia „Silesia” może być ponownie uruchomiona już w najbliższym czasie dzięki postawieniu prowizorycznego komina z żelaza a nie  dopiero, jak na początku się obawiano, najwcześniej po kwartale – licząc od zwalenia się komina. Kierownictwo Śląskiego Przemysłu Cementu Portlandzkiego postarało się ze swojej strony przez działania organizacyjne o to, aby członkowie załogi, którzy nie zostali dotknięci bezpośrednio wypadkiem w cementowni, nie odczuli go pośrednio przez tymczasowe zatrzymanie produkcji zakładu. Jedna trzecia załogi została rozdzielona pomiędzy różnymi innymi zakładami przedsiębiorstwa akcyjnego, jedna trzecia zajęta jest usuwaniem skutków wypadku, a dla pozostałej części załogi mogły zostać zabezpieczone miejsca pracy dzięki odpowiednim uregulowaniom w kwestii urlopu. Pocieszającym jest fakt, że poprzez te rozwiązania awaryjne udało się utrzymać z dala od 150 obywateli widmo bezrobocia.

Dwóch zabitych w wyniku zawalenia się komina.

Stacja transformatorowa cementowni „Silesia” pogrzebana pod gruzami.

Relacja własna „Ostag”
Opole, dn. 22 kwietnia 1939 r.

Ciężki wypadek podczas pracy wydarzył się wczoraj w południe w cementowni „Silesia” w Opolu na Zakrzowie. Z niewyjaśnionej jeszcze przyczyny zawalił się zachodni komin jeden z dwóch 64 metrowych kominów. Przebił dach trzeciego młyna i przysypał całkowicie pod sobą dobudowaną na zewnątrz stację transformatorową. Podczas wypadku zginęli 34 – letni pracownik młyna surowcowego Julius Piszczalka z Gosławic i 15 – letni uczeń ślusarstwa maszynowego, Alfons Kauczok z Czarnowąs.

Krótko przed 12 świadek naoczny zaobserwował wczoraj  od północnej strony  cementowni „Silesia”, jak jeden z kominów cementowni stał się nagle dużo krótszy, jeszcze raz zapadł się w sobie po czym zniknął całkowicie. Ten jedyny obserwator całego zdarzenia nie uwierzyłby własnym oczom, gdyby go nie uświadomił przeraźliwy huk świadczący o tym, że komin naprawdę runął. Niezwłocznie wezwana grupa ratownicza straży pożarnej znajdowała się przed dymiącą górą ruin, z której mieli wydobyć zaginionego pracownika młyna surowcowego, Juliusa Piszczalkę.

Nieszczęśliwy przypadek.

Gotowa do działania grupa zaczęła pracować częściowo gołymi rękoma i usuwała gorące jeszcze cegły w miejscach, w których spodziewano się znaleźć poszkodowanego. Na początku natrafiono jednak na zwłoki 15-letniego ucznia ślusarstwa maszynowego, Alfonsa Kauczoka, którego nikt się nie spodziewał pod gruzami. Uczeń był w stołówce zakładowej po jedzenie dla ślusarzy maszynowych i znajdował się właśnie w drodze powrotnej do warsztatu. Nieszczęśliwy traf chciał, że właśnie w tej chwili przechodził przez młyn nr 3, przylegający do warsztatu, gdy spadający komin przebił dach w górnej części. Z obrażeń ciała, jakie stwierdzono po wydobyciu tego młodzieńca, wynikało, że zginął na miejscu.

Wydobyty dzięki akcji spawania w zwałach żelaza.

Po dwugodzinnych staraniach udało się w końcu znaleźć również pracownika, którego dosięgło śmiertelne nieszczęście w stacji transformatorów przybudowanej do trzeciego młyna. Masy kamienia przebiły nawet masywny sufit żelazny. Ciało tragicznie zmarłego pracownika można było wydobyć z rumowiska dopiero, po kilkakrotnym użyciu spawarki i przecięciu palnikiem zwałów żelastwa. Piszczalka musiał również zginąć na miejscu. Doznał on nie tylko złamania podstawy czaszki, jak to było w przypadku ucznia, lecz miał on jeszcze liczne złamania kości oraz rozległe urazy wewnętrzne. Poza tym miał zmiażdżonych wiele palców. Osierocił on czworo małych dzieci.

Umknął śmierci.

Wielkie szczęście miało dwóch innych członków załogi. Jeden z pracowników znajdował się jeszcze niespełna kwadrans przed wypadkiem na kominie, gdzie zawieszał flagę. Majster trzeciego młyna udał się w drogę do stacji transformatorów wraz z pracownikiem, który stracił życie, aby razem z tym ostatnim włączyć silnik napędowy. Jednak tuż przed miejscem wypadku został na krótko zatrzymany przez pytającego się o coś pracownika, co uchroniło go od strasznego losu kolegi z pracy, Juliusa Piszczalkę.

Brat jednaj z ofiar pomagał podczas akcji ratowniczej.

Na straszną wiadomość o wypadku zawalenia się komina na miejsce pośpieszyli natychmiast: kreisleiter Drobek (kierownik powiatu – przyp. tłum.), powiatowy mąż zaufania Rademacher, prezydent policji Metz, komandor opolskiej policji ochronnej Major Sch. Willing, radca kryminalny dr Kletzke, burmistrz dr Marder, dyrektor Piper ze Śląskiego Przemysłu Cementu Portlandzkiego i inni. Kreisleiter i powiatowy mąż zaufania złożyli na ręce ojca zmarłego ucznia i brata nieżyjącego ojca rodziny wyrazy głębokiego współczucia. Obaj mężczyźni, ciężko doświadczeni przez nagłą śmierć swoich najbliższych, znieśli z męską twarzą to nieszczęście; brat Piszczalki wziął udział w pracach ratowniczych. Jeżeli to nieszczęście wydarzyłoby się pół godziny później sam leżał by martwy pod gruzami, ponieważ o tej porze miał zmienić swojego brata.

Zakład unieruchomiony.

Jak słyszeliśmy, wypadek w „Silesii” pociągnął za sobą nie tylko dwa cenne ludzkie życia, lecz spowodował również inne ciężkie straty, gdyż do chwili wybudowania nowego komina przedsiębiorstwo będzie unieruchomione.

Opisy pod zdjęciami:   

Rumowisko gruzów znajduje się teraz tam, gdzie wcześniej stał 64-metrowy komin, a przede wszystkim w miejscu gdzie spadł. Nasze oba zdjęcia, które zostały zrobione w miejscach obok siebie, pokazują po lewej stożek i pojemnik na wodę zawalonego komina i po prawej zarwany dach i zniszczoną przednią część młyna nr 3. Na pierwszym planie – w miejscu, gdzie przed wypadkiem znajdowała się jeszcze stacja transformatorów – pracuje gorączkowo nad wydobyciem ofiar przy pracy ekipa ratunkowa straży pożarnej i wielu pracowników.

Zdjęcie na górze po prawej stronie:

Wielokrotnie trzeba było korzystać z palnika i odgruzowywać rumowisko złomu, które często stawało na drodze grupie ratunkowej, gdy ta zbliżała się do ciał ofiar wypadku.